Miłość, Komsomoł i Krzesła – 8

 


U państwa Sańko

Ira robiła wszystko, aby o umówionej godzinie pozbyć się z domu rodziców. Zadanie przerosło jednak jej siły. Towarzysz Mitrofan Sańko sam należał kiedyś do stałych bywalców na zebraniach i manifestacjach, ale nie oznaczało to, że jako ojciec posiada dla takich spraw jakiekolwiek zrozumienie. Teraz jego życiem rządziły kanapa i regularne godziny pracy, a z buntowniczej przeszłości pozostał jedynie partyjny kwitek. Przeżył jakoś nieprawomyślność poglądów Iry, ale po tym ciosie stracił swój dawny idealizmu. Stał się lękliwy i obstrukcyjny. Słysząc, że coś się szykuje, założył od razu, iż nie będzie to nic dobrego. Tym bardziej dołożył więc starań, by w tym czasie mieć wszystko na oku.

Jego żona, Agafia, okazywała młodzieńczej potrzebie ekspresji dużo więcej wyrozumiałości. Była matką wspierającą. Chwaliła córkę za wszystko i aż przebierała nogami z chęci zasmakowania za jej pośrednictwem jeszcze odrobiny młodości. Gdy tylko dziewczyna nieopatrznie zasugerowała, że rzecz dotyczy kogoś płci męskiej, Agafia stała się jeszcze bardziej uciążliwa od męża, choć kierowały nią całkowicie przeciwne emocje.

- Czekałam na ten moment - podnieciła się. - To ten miły student? Nie? A powiedz mi, jest przystojny? Ach, o co ja pytam, oczywiście, że jest przystojny. Dobrze już, dobrze, nie będę taka wścibska. Ale powiedz jeszcze, od dawna się spotykacie? Nic mi nie opowiadałaś. - Ostatnie zdanie miało w sobie odrobinę wyrzutu.

- Nie bardzo. Właściwie to jeszcze nie jest poważne. - Ira próbowała powściągnąć jej zapał. Głupio było jednak przyznać, że spotkali się jedynie dwa razy i nawet przy najlepszych chęciach trudno uznać ich za parę. Jeśli było pomiędzy nimi jakieś uczucie, to na razie tylko jednostronne. O krześle, stanowiącym pretekst całego spotkania, również nie wspomniała.

- Ach, jak ja wam zazdroszczę tej nowoczesności, tego wyzwolenia. Wiem! Zjemy obiad wszyscy razem!

Podśpiewując, matka zabrała się do przygotowań. Wtedy Ira wiedziała już, że wszystko przepadło. Choć była członkinią ruchu planującego obalenie władzy, domowo-obiadkowa atmosfera skutecznie pozbawiała jej całej zdolności do sprzeciwu. Teraz można było już tylko czekać na nieuchronną apokalipsę. Mitrofan Sańko podzielał jej katastroficzne przewidywania.

- Będzie z tego kłopot - oświadczył, ciężko siadając w fotelu.

- Jaki kłopot? - oburzyła się żona. - Młodzi są w sobie zakochani. Przecież to piękne!

- Mam podejrzenia co do tego kochasia. Nie wiem, kogo ona poznała wśród tych oszołomów, ale nie sądzę, żeby był dla niej odpowiednim wyborem.

- Moja znajoma wyszła za byłego zesłańca. Teraz został deputatem - odparła Agafia, wychylając się z kuchni. - Zresztą, przecież nikt nie mówi od razu o ślubie. Nadal tkwisz w caracie.

- Ja tylko myślę o jej przyszłości!

- Jego przyjaciel jest dawnym redaktorem Iskry. Na pewno znał się z Leninem! - dorzuciła główna zainteresowana, czując się zobowiązana do obrony dobrego imienia Bendera.

Na to ojciec nie znalazł dobrego kontrargumentu, dlatego jedynie powtórzył tonem filozoficznej sentencji:

- Znał się czy nie, kłopot i tak będzie.

Spełniwszy swój rodzicielski obowiązek, z czystym sumieniem zabrał się za czytanie komunistycznej gazety.

🪑🪑🪑       


Tym razem Ippolit Matwiejewicz nie mógł osobiście uczestniczyć w przedsięwzięciu. Mimo to podążył za Ostapem aż do drzwi, zanim ten zdołał wreszcie uwolnić się od jego towarzystwa.

- Chodzicie za mną jak pisklę za kwoką. Czemu nie pójdziecie pozwiedzać miasta? Moskwa jest bardzo urokliwa o tej porze roku. A przyzwoitki w naszych czasach nie cieszą się popularnością. No, idźcie już!

Praktycznie odepchnął go w bok, w ostatniej chwili oczyszczając przestrzeń przed otwierającym się wejściem. Po chwili zniknął w środku, skąd natychmiast rozległy się ożywione powitania. Kolejny etap poszukiwań rozpoczynał się w aurze krzątaniny, kuchennych zapachów i kochającej się rodziny, której członkowie raz po raz rzucali sobie ostrzegawcze spojrzenia. Jeśli przyzwoitka była tu zbędna, to głównie dlatego, że przy kompetencjach obojga rodziców szybko skończyłaby na bezrobociu. Nieświadomie, ale za to z samorodnym talentem realizowali strategię, przywodzącą na myśl dobrego i złego milicjanta.

Irina poczuła się zepchnięta na bok. Oczekując kompromitacji monstrualnych rozmiarów, uświadomiła sobie jednak, że nic takiego na razie nie nadeszło. Szczebiocząca matka od samego progu zawłaszczyła wprawdzie rozmowę, ale gość potrafił odpowiadać jej z wdziękiem. Okoliczności były nieco inne, niż zakładał, ale błyskawicznie dostosował się do nowej sytuacji. Płynął z prądem, nie przeszkadzając pani Sańko w myśleniu o nim tego, co akurat chciała. Nie należało to do zadań wymagających szczególnego wysiłku, a nawet trochę go bawiło. W efekcie gospodyni była nim zupełnie oczarowana. Nawet widoczna różnica wieku pomiędzy nim a jej córką nie wzbudziła jej wątpliwości. Mitrofan z kolei nie omieszkał dopisać tego do listy potencjalnych kłopotów. Powoli stawał się nie tylko zaniepokojonym rodzicem, ale i zazdrosnym mężem.

- Och, wybaczcie. Tak was zagadałam, że nawet nie mieliście szansy się przedstawić - zachichotała Agafia, kiedy już siadali do stołu.

- Ostap Bender. Bardzo mi miło. - Gość uśmiechnął się czarująco.

- Ukrainiec czy Żyd? - burknął pan Sańko. Apetyt mu dzisiaj nie dopisywał.

- Mitrosza! - syknęła jego żona z oburzeniem.

- Mój ojciec był poddanym tureckim - skwapliwie wyjaśnił Bender między jednym kęsem a drugim.

- Ech, drużba narodow! Mam nadzieję, że nie jesteście... wiary mahometańskiej. - Mitrofan wymówił to z przesadną dokładnością, typową dla skomplikowanych eufemizmów. - Nigdy nie oddałbym swojej córki...

- Tato! - zaprotestowała Ira. - Towarzysz Bender jest człowiekiem uświadomionym. Jak możesz sugerować, że wierzy w takie zabobony?

- No tak, no tak. Zapomniałem. Towarzysz Bender. Więc, ,,towarzyszu Bender", wy również zajmujecie się tymi wszystkimi... działalnościami? Cóż, skoro Iroczka dokonała takiego wyboru, to najwyraźniej jestem bezsilny. Ale muszę przyznać, że po cichu miałem nadzieję na kogoś bardziej skupionego na tych nudnych, przyziemnych sprawach, za które nikomu nie stawiają pomników. Rewolucja jest już za nami. Teraz trzeba zarabiać pieniądze, płacić rachunki, a mieszaniem się w sprawy państwowe można tylko ściągnąć na siebie nieszczęście.

Mimo szturchania żony zdołał doprowadzić swój wywód do końca.

- A ja uważam, że to niesamowicie romantyczne - rozmarzyła się Agafia. - Mieć wspólne ideały, pragnąć zmienić świat na lepsze. Pamiętasz, jacy my byliśmy w młodości? Przecież mają jeszcze czas się ustatkować.

Spojrzała wymownie na męża, a potem nachyliła się do Ostapa.

- Nasza Iroczka to niezłe ziółko. Zresztą, sami pewnie już to wiecie - roześmiała się tak dobrodusznie, że aż coś w środku skręcało się z zażenowania.

Komsomołka posłała jej mordercze spojrzenie.

🪑🪑🪑             

Porzucony pod drzwiami Kisa nerwowo kręcił się wokół budynku. Uroki Moskwy o tej porze roku sprowadzały się do brudnych kałuż i szerokiej palety odcieni szarości. Dokuczał mu również wilgotny, jesienny chłód, ale takie błahostki nie skłoniły go do opuszczenia posterunku.

Bender nie wracał i nie wracał. Podejrzliwość byłego urzędnika miała okazję pohulać. W którymś momencie nie wytrzymał. Doszedł już do przeświadczenia, że wspólnik wymknął się razem ze skarbem przez okno, zostawiając go, by marzł tu jak idiota. W muzeum postanowił działać samodzielnie, ale tym razem było to zdecydowanie trudniejsze. Myśl o oknie podsunęła mu jednak pomysł.

Z pewnym wysiłkiem podciągnął się na parapet, opierając nogi o wystający gzyms. Szczęście sprzyjało mu przynajmniej o tyle, że rodzina Iry mieszkała na parterze. Przycisnął głowę do szyby. Nie musiał długo wypatrywać towarzysza. Ostap Bender konsumował obiad zadowolony z siebie i wyraźnie mu się nie spieszyło. Na widok obficie zastawionego stołu Worobianinow przełknął ślinę. Ostatnio obaj żyli bardzo oszczędnie, odczuł więc tę niesprawiedliwość tym bardziej dotkliwie. Ogarnięty poczuciem krzywdy zapomniał pomyśleć o tym, że skoro on zagląda do środka, to osoby przebywające wewnątrz mogą dostrzec go równie łatwo.

Mitrofan Sańko wypluł kęs pieczeni, o mało się nią nie dławiąc.

- GPU! - krzyknął rozpaczliwie. - Tam, za oknem! Wiedziałem, że to się kiedyś wydarzy!

Im dłużej Ira zajmowała się rewizjonizmem, tym bardziej spodziewał się, że któregoś poranka zbudzi ich czekistowskie łomotanie w drzwi. Jedynym zaskoczeniem było dla niego to, że zamiast drzwi wybrali mniej konwencjonalną drogę oraz że nastąpiło to dopiero teraz. Na jego nieszczęście nikt poza nim nie siedział twarzą do okna. Zanim pozostali podążyli wzrokiem za jego drżącym palcem, Ippolit Matwiejewicz zdążył już niezgrabnie zeskoczyć na ziemię.

- Kochanie, może powinieneś dziś wcześniej się położyć? - zaproponowała Agafia, przepraszająco spoglądając na gościa.

- Był tam! Był tam i nas szpiegował! - ojciec Iry nie dawał za wygraną.

- Wybaczcie nam na momencik - kobieta odciągnęła męża do kuchni, rzucając na prawo i lewo serdecznymi uśmiechami. Jeszcze przez jakiś czas dobiegały stamtąd odgłosy małżeńskiej sprzeczki.

Gdy zostali w salonie tylko we dwójkę, Ira przystąpiła do ratowania sytuacji.

- Przepraszam was za to wszystko - powiedziała pospiesznie, czując, że cała jest już czerwona jak sztandar. - Nawet nie wiem, skąd wymyślili sobie, że jesteśmy razem.

- Ależ nie ma za co przepraszać - Bender przełknął ostatni kęs dokładki. Ani trochę nie czuł się skrzywdzony. - Myślisz, że się pomylili? - zapytał swobodnym tonem, przyglądając się jej z zaciekawieniem.

- Nie wiem. - Ze wstydem opuściła wzrok. Wczoraj wpatrywała się w niego jak w obraz, a teraz z jakiegoś powodu spoglądanie mu w twarz zaczęło nagle sprawiać jej problem. Szczęśliwie Ostap zmienił temat.

- Jak to dobrze wreszcie móc po ludzku usiąść przy stole - oznajmił niemal ze wzruszeniem, przyglądając się swemu absolutnie przeciętnemu, a nawet niezbyt estetycznemu siedzisku.

- Ach tak, przecież miałam pokazać wam nasze krzesło! Jest tutaj. - Komsomołka poderwała się z miejsca, prowadząc go tam, gdzie stało zawalone papierami biurko ojca. Z jednej strony ten kierunek rozmowy przyniósł jej wewnętrzne rozczarowanie, ale z drugiej poczuła ulgę z powodu łatwiejszego, konkretnego tematu, który przez moment nie narażał jej na śmieszność. Taką przynajmniej miała nadzieję. Razem stanęli w drzwiach.

Wielki kombinator milczał. Przy każdej porażce to on był tym, który zachowywał pogodę ducha, motywując kompana do dalszego wysiłku. Tym razem chciało mu się jednak po prostu głośno zawyć. Sam nie wiedział, czemu właśnie na tym tropie oparł tak wysokie nadzieje.

To, co stało przy biurku, nie miało nic wspólnego z pracownią Gambsa. Nie dałoby się nawet schować tam diamentów. Było może odrobinę ładniejsze niż reszta wyposażenia domu, ale na tym kończyła się jego ,,burżujskość".

Twarz Ostapa pozostała niewzruszona, ale Ira i tak poczuła gwałtowne zmrożenie nastroju.

- Coś się stało? To przeze mnie, prawda? Przypomniałam wam o tamtej historii - zaniepokoiła się.

- Stare rany - machnął ręką. - Ale to zupełnie inne krzesło.

- Aż tak wam na nim zależało? - Dziewczyna zmarszczyła brwi.

- Nie zrozumiesz tego - mruknął, ponuro spoglądając jej w oczy. Ogarnęło go takie zniechęcenie,  że nie miał nawet siły dłużej grać szarmanckiego. Był to jeden z niezwykle rzadkich przypadków, kiedy bez przybierania pozy naprawdę powiedział to, co myślał.

- A właśnie, że rozumiem! - zaprotestowała. - To więcej, niż wasza przeszłość. To symbol. Symbol naszej walki o wolność, równość i socjalizm. Krzesła dla każdego!

Przez jego twarz przemknął cień rozbawienia, ale nic nie odpowiedział. Za to młoda rewizjonistka mówiła dalej, interpretując ten grymas jako oznakę rezygnacji.

- Nie, tak nie może być! Nie możemy pozwolić im wygrać. Znajdziemy je! Znajdę je dla was - zadecydowała pod wpływem chwili.

Ani trochę nie odczuwała absurdu sytuacji. Dotarło do niej tyle, że otoczone bolesną historią krzesło jest czymś bardzo istotnym dla towarzysza Bendera, a w jakiś sposób również dla rewolucji. To w zupełności wystarczało, by stało się ważne także dla niej. W końcu zamilkła, a ich spojrzenia spotkały się. Nawet gdy był tak zasępiony, widziała w jego oczach coś tajemniczego i niezłomnego, na co mogłaby patrzeć w nieskończoność. Niezręcznie stali w drzwiach aż do powrotu rodziców Iry, którzy ostatecznie przerwali im tę rozmowę.

NASTĘPNY ROZDZIAŁ

 

Komentarze

Popularne posty