Siekiera, motyka – 6

 


Stare, dobre tradycje

Zdyszany Majster zatrzymał się na niewielkiej polanie, położonej praktycznie na najdalszym od wioski krańcu lasu.

- Cały dzień was szukam - wystękał. Powoli zachodzące słońce zdążyło już zabarwić niebo na czerwonawy odcień wieczoru. - Co was opętało, żeby się przenosić tak daleko?

- Tam było zbyt tłoczno - odparł niejasno Łukasz. Od kiedy dawny przyjaciel porzucił go dla komunistów, dość rozsądnie stracił do niego wszelkie zaufanie. Sam jego widok nieco go zdziwił. Czy Majster spodziewał się, że stojąc po przeciwnych stronach wciąż będą utrzymywać dobrosąsiedzkie kontakty? Jeśli tak, jego naiwność doprawdy nie miała granic. - Czego tu jeszcze szukasz? Zgubiłeś swoich czerwonoarmistów? Czy dali ci jakieś... specjalne zadanie?

- Pomyliłem się. Mieliście rację. - Mężczyźnie niełatwo było przyznać się do błędu, ale w porównaniu z nadciągającymi kłopotami stanowiło to jedynie drobną niedogodność. - Chcą zagonić nas wszystkich do pracy! - powiódł po pozostałych przerażonym wzrokiem. - I do tego rozprawić się z partyzantami. Sam słyszałem, jak ich dowódca to mówi!

- Jak to wszystkich? - zaniepokoiła się Alina.

Po nocy spędzonej w lesie wyglądała na zmaltretowaną i niewyspaną. Drapała swędzące ukąszenia komarów, tracąc powoli resztki patriotycznego zachwytu. Partyzanckie życie okazało się zdumiewająco podobne do bezdomności. Nie pomagała nawet obecność Łukasza, który przez większość czasu skupiał się na innych sprawach, zupełnie jak gdyby uważał je za ważniejsze od niej. Mimo wszystko, wciąż było to lepsze od brudnego, chłopskiego i okropnego słowa "praca".

- Każdy chce się rozprawić z partyzantami. Po prostu nie słuchamy hitlerowców, kiedy o tym mówią - ziewnął Burek. - Myślisz, że tym razem to na poważnie?

Cieszył się, że mężczyzna oprzytomniał w kwestii komunistów, ale nie za bardzo rozumiał jego panikę. Zwykle to Łukasz zachowywał się w ten sposób.

- Śmiertelnie poważnie. Mają czołg i masę broni. A do tego... - ściszył głos. - Podobno jest tu NKWD.

- Wyślą nas do łagrów? Nie damy się, prawda? - Alina spojrzała z nadzieją na Łukasza, a potem znów przeniosła wzrok na Majstra. Jeden z nielicznych strzępów posiadanej przez nią wiedzy politycznej właśnie dał o sobie znać.

- Mam taką nadzieję - przytaknął mężczyzna. - Po drodze zastanawiałem się, co możemy zrobić. Przyszedł mi do głowy pewien pomysł. Może się wam nie spodobać - zastrzegł. - Ale to jedyne, co nam pozostało. Widzicie, rzecz w tym, że oni chcą walczyć ze wszystkimi partyzantami. A oprócz nas...

- Nie - oznajmił Zawisza dobitnie. Tym razem wyraz jego twarzy najlepiej pasowałby do antyfaszysty na plakacie z napisem "Nie przejdą".

- To nic takiego. Tylko tymczasowo. Znacie to powiedzenie, że wróg naszego wroga jest naszym... no, w każdym razie może przydać się do pokonania naszego wroga. Potrzebujemy jakiejś strategii!

Zawisza był jednak kiepską osobą do przekonywania. Po prostu nie reagował.

- Poza tym jeszcze nie powiedziałem, o co chodzi - zakończył bezradnie Majster. Kiedy prowadził tę rozmowę w głowie, przebiegała znacznie lepiej.

- Jeśli to to, o czym myślę, to powinieneś widzieć, że ci "wrogowie naszego wroga" o mało nas nie pomordowali, kiedy ciebie nie było - chłodno poinformował go Łukasz. Nadal był nieufny, choć desperacja w oczach mężczyzny zdecydowanie wyglądała na szczerą. - Gdyby Zawisza nie...

Urwał. Niespodziewany bohater wczorajszego dnia był w milczeniu na tyle doświadczony, że potrafił nadać mu prawie słyszalny ton. Teraz milczał z mocą niemej groźby.

- Przecież walczą o wolną Ukrainę. Sowieci są ich naturalnym wrogiem - argumentował dalej Majster. - Gdyby tylko napuścić ich na siebie, moglibyśmy stać z boku, a oni zajęliby się sobą nawzajem. Nawet Piłsudski tak robił. Można powiedzieć, że to tradycja.

- Walczą o wolną Ukrainę na ziemiach polskich - poprawił go Łukasz.

- Moglibyśmy chyba jakoś się podzielić...

- Ty chyba na oczy nie widziałeś banderowca! Z nimi nie da się negocjować. Zresztą, gdzie niby mielibyśmy się z nimi spotkać? Może słabo rozglądałeś się po lesie, ale zapewniam cię, że nie mają tu nigdzie Biura do Spraw Kretyńskich Układów.

Majster przygryzł wargę. Tego faktycznie nie przemyślał.

- Chcecie spotkać się z banderowcami? - Alinie, której zaczynało już się wydawać, że coraz lepiej rozumie sytuację, ta rozmowa o "wrogach wrogów" udowodniła, jak bardzo się myli. Teraz zeszła jednak na kwestię, w której wreszcie miała okazję dodać od siebie coś istotnego. - Ziuta mówiła, że czasem przychodzą do niej po samogon. Może udałoby się jakoś umówić przez nią?

- Jesteś genialna! - zawołał Majster w nagłym, nieco przesadnym uniesieniu. Od czego byli w końcu znajomi? Znów zaczął wierzyć, że ten plan ma szanse powodzenia, jeśli odpowiednio się do niego przyłożą. Ileż trzeba było się napracować, żeby odsunąć od siebie obowiązek pracy.

Dziewczyna zarumieniła się, czując, jak rozpiera ją duma.

Zawisza z kolei wymownie zasłonił dłonią twarz. W tej pozycji nie nadawał się może na żaden plakat, ale za to kilkadziesiąt lat później z łatwością mógłby zostać popularnym memem.

***

- Spotkać się? Z nami? - Sotnik podejrzliwie przyjrzał się rojowemu Wasylowi, który zameldował mu o tej nieprzystojnej propozycji. "Rojowi" dowodzili rojami, które wbrew swojej nazwie stanowiły najmniejsze możliwe jednostki UPA. Było to jedno z tych określeń, z których tylko prawdziwy ukraiński nacjonalista mógł być dumny.

- Też się zdziwiłem - przyznał Wasyl. - Ale tak mówiła.

- To na pewno pułapka - oznajmiła siedząca w rogu kryjiwki Daria, pochłonięta właśnie rysowaniem propagandowych obrazków. Zawłaszczona przez nią lampa zmuszała pozostałych partyzantów do zadowalania się półmrokiem.

Ukrainka podchodziła do swego zajęcia bardzo poważnie. Słyszała kiedyś, że propaganda jest równie ważną częścią nacjonalistycznej działalności, co walka zbrojna, a każda ulotka ma szansę przeciągnąć mnóstwo rodaków na ich stronę. Na razie jeszcze nie osiągnęła na tym tle szczególnych sukcesów, ale była dobrej myśli. Przynajmniej towarzyszom z ziemianki podobały się jej obrazki.

- To faktycznie podejrzane - zgodził się Pożoha. - Zawsze uważałem, że ta kobieta ma jakieś złe intencje. - Poprzednie spotkania z Ziutą sprawiły, że z dużym żalem musiał zrezygnować z samogonu. Trzymanie się z daleka od jej leża było warte takiego wyrzeczenia.

Z drugiej strony, wspomnienie rozzłoszczonego młodzieńca, którego widział w lesie, nadal nie dawało mu spokoju. Byłby spokojniejszy, gdyby zobaczył tamtego... Polaka jeszcze raz. Zdołał już przekonać sam siebie, że to nie może być on. Chciał się po prostu upewnić.

- Mówiła, o co im chodzi?

- Chcą zaproponować nam jakiś układ. Niby przeciw Moskalom. Śmieszne. - Rojowy Wasyl nerwowo zachichotał w sposób, w którym zdecydowanie więcej było nerwów niż chichotu.

- Śmieszne - zgodził się bez przekonania dowódca. Pod wyczekującymi spojrzeniami swoich żołnierzy nie mógł właściwie powiedzieć nic innego. Nawet, gdyby chciał. Jeszcze nie tak dawno nie przyszłoby mu do głowy, że w ogóle mógłby chcieć.

Ochrim poczuł, że wreszcie doczekał się swojego momentu. Ktoś po drugiej stronie również musiał dojść do tych samych wniosków co on. To go ośmieliło. Zaczynał wierzyć, że ten układ stanowi po prostu obiektywną konieczność.

- Może też są zdesperowani - powiedział. - To znaczy, nie to, żebyśmy my byli zdesperowani. Ale pamiętacie, druże sotnik, jak mówiliście o ukraińskiej tradycji sprzymierzania się? Może Polacy to nie Niemcy, ale przynajmniej nienawidzą Stalina tak samo jak my. Myślę, że powinniśmy rozważyć ten sojusz. Na naszych warunkach, oczywiście.

Daria zacisnęła usta z urazą, domalowując orzełka na czapce przebitej bagnetem karykatury. Sztuka rzeczywiście dawała wspaniałą okazję do wyrażenia tego, co grało jej w duszy.

Pożoha rozejrzał się po partyzantach. Wbrew jego obawom, większość z nich nie wyglądała na szczególnie oburzonych. Byli nacjonalistami, ale nawet nacjonalizm przegrywał w końcu walkę z pragmatyzmem i znużeniem jałową bezczynnością.

Zastanowił się jeszcze raz. Ostatnio robił to zbyt często - zaczynała już boleć go głowa.

Czy ludzie, którzy w panice wpadają na drzewa, daliby w ogóle radę zaplanować podstęp? Oczywiście istniała też szansa, że to manewr radzieckich służb, ale w tej sytuacji sotnik był gotów zaryzykować. Jeśli nie miał jak dołożyć Rosjanom ani Polakom, równie dobrze mógł od razu wpaść w zasadzkę. Na pewno stałby się częścią opowieści o paskudnej zdradzie, a nic nie podtrzymywało ducha walki bardziej niż takie historie. Gdyby natomiast przez przypadek naprawdę coś z tego wyszło, nawet tak marne wsparcie pozwoliłoby im skuteczniej zaszkodzić przynajmniej tym pierwszym. A gdyby jeszcze okazało się, że jego syn...

- Właśnie o tym samym myślałem - powiedział, spoglądając na Ochrima ze skrywaną wdzięcznością.

***

Łukasz nie wiedział właściwie, dlaczego to robi. Czy zwariował do reszty? Czy dał się przekonać do "genialnego" planu człowieka, który dopiero co wziął komunizm za niekończące się, bezpłatne wakacje?

A jednak stał tu razem z pozostałymi, wpatrując się w niewielkie gospodarstwo na skraju lasu, niechętnie myśląc o zrobieniu następnego kroku. Słońce zaszło już dawno, zwiększając ich szansę na bezpieczne przemknięcie. Mimo to, jego umysł pękał w szwach od czarnych scenariuszy. Wszystko mogło teraz pójść nie tak - gdyby zauważyli ich Sowieci albo gdyby banderowcy postanowili jednak dokończyć to, do czego nie zabrali się poprzednio, czekałby ich smutny koniec.

Alina także podążyła za oddziałem. Może nie było to najrozsądniejsze, ale zostawienie jej samej w ciemnym lesie stanowiło jeszcze gorszą opcję. Wówczas nie dałby rady skupić się na czymkolwiek, martwiąc się o to, co może spotkać ją pod jego nieobecność. Teraz martwił się tylko o nich wszystkich naraz.

Zdecydowanie nie ufał również tej dziwnej znajomej, która nie tylko zgodziła się umówić ich spotkanie, ale też w takim pośpiechu zaaranżowała je we własnym domu. Dotychczas uznałby to za kompletnie nierealne. Był pewien, że kobieta ma gdzieś w tym własny interes.

- Idziemy? - zapytał wreszcie, widząc, że wszyscy stanęli, spoglądając jeden na drugiego. - Może lepiej dajmy sobie spokój.

- Trochę głupio się teraz wycofać - stwierdził Burek, ale po jego głosie słychać było, że nawet on w nocnym mroku nabrał wątpliwości.

- Oni też mają własne problemy. Nic nam nie grozi. - Majster dziarsko ruszył naprzód.

- O tak. Na przykład my jesteśmy ich problemem - z goryczą zauważył Łukasz.

- Ulegasz uprzedzeniom.

Zauważając ich, Ziuta dyskretnie wychyliła się z drewnianej wygódki. Było to niezrównane miejsce, jeśli chodziło o szpiegowanie okolicy z ukrycia i bez żadnych podejrzeń.

- Już na was czekają - oznajmiła przyciszonym głosem. - Musicie rozmawiać w piwnicy - wskazała palcem majaczące w ciemności, prowadzące w dół schodki z boku domu. - W środku nie jest bezpiecznie. Mam nadzieję, że szybko pozbędziecie się stąd tych komunistycznych wywłok.

Jej poglądy na żołnierzy Armii Czerwonej szybko się zmieniły. Nie zamierzała wybaczać im tego rozczarowania. Poza tym Sowieci przynieśli ze sobą niepokojący powiew porządku oraz produktywności, a choć nie czuła do tych kwestii tak wielkiej odrazy, jak Majster, to jednak obawiała się, że w którymś momencie może dołączyć do nich także trzeźwość i moralność.

- Taki właśnie mamy zamiar - przyznał niedawny socjalista.

- Skrzywdzili сię? - przestraszyła się Alina. Zawsze podejrzewała, że bezwstydne deklaracje znajomej stanowią jedynie maskę, pod którą ukrywa się równie wrażliwa kobieta, co ona sama. Pożałowała, że nie spróbowała nakłonić jej do ucieczki.

- Żeby tam - machnęła ręką Ziuta. - Gorzej. Przylazły tu dwie baby. Jedna je wszystko, co zobaczy, a druga tylko patrzy, na co może donieść. Są jak te siostry Kopciuszka. Teraz udają, że śpią, ale ja tam im nie ufam. Azjatyccy barbarzyńcy, dobre sobie! - prychnęła.

Jeśli chodzi o układ z banderowcami, nie widziała w nim absolutnie nic nieodpowiedniego. Wręcz przeciwnie. Uważała go za najrozsądniejszą rzecz, jaką w tej chwili mogli zrobić. Zamierzała upewnić się, że dojdzie do skutku jak najszybciej, a potem dołożyć wszelkich starań, by przetrwał do czasu, aż wieś będzie już wolna od wyzwolicieli. Przynajmniej tych nieatrakcyjnych.

Zeszła po stopniach, otwierając im skryte w mroku drzwi.

- Nie wypuszczę was, dopóki razem nie wymyślicie jakiegoś planu - ostrzegła grożąc im palcem. Coś w jej głosie wywoływało podejrzenie, że nie do końca jest to dowcip.

Kiedy tylko znaleźli się w środku, stanowczym ruchem zatrzasnęła za nimi drzwi.

***

Pomieszczenie było słabo oświetlone, ale przynajmniej nie panował w nim kompletny mrok, jakiego przez pełną grozy chwilę spodziewał się Łukasz. Przy ścianach stały sterty przedmiotów, które Ziuta uznała za warte przechowywania w piwnicy. Było tu wystarczająco dużo alkoholu, żeby zwalić z nóg spory batalion.

Sotnik Pożoha rozsiadł się po królewsku na chwiejnym taborecie, co samo w sobie stanowiło spory wyczyn. Otaczała go obstawa pięciu banderowców z giwerami. Traktował ich jako ochronę zarówno przed ewentualną zasadzką, jak i przed nieprzewidywalną gospodynią tego miejsca. Z premedytacją wyznaczył do tej roli Ochrima oraz rojowego Wasyla. Gdyby okazali się zdrajcami, którzy celowo wciągnęli go w pułapkę, przynajmniej miałby ich pod ręką.

Łukasz poczuł chęć wyciągnięcia dla równowagi własnego pistoletu, ale patrząc na twarze ukraińskich "negocjatorów" uznał, że za sam taki gest mógłby dorobić się kilku dodatkowych dziur.

Ochrim uniósł brwi, orientując się, że po raz trzeci ma przed sobą tę samą parę Polaków. Gdyby była to tylko dziewczyna, a on nie miał jeszcze partnerki, zacząłby sądzić, że stoi za tym przeznaczenie.

- Slawa Ukraini - wyniośle przywitał się sotnik.

NASTĘPNY ROZDZIAŁ:

 

Komentarze

Popularne posty